Moje pierwsze prace.



Mimo dwudziestu dwóch lat posiadam już całkiem spore doświadczenia zawodowe. I choć w przeważającej większości są to typowe prace, jakich imają się właśnie młodzi, uczący jeszcze się ludzie, to uważam, że sporo się nauczyłam. I właśnie tym doświadczeniem chcę się z wami podzielić.

Wielkie wakacje połączone z pracą.
Pierwszym punktem w moim dotychczasowym CV są sezonowe prace w Szwecji. I chociaż wiele osób nie umieszczałoby w ogóle takiego zapisu w swoim CV, ja sądzę, że to ważne. Jako szesnastolatka podjęłam taką próbę i starałam się być jak najbardziej samodzielna. W kraju, w którym wcześniej byłam raz na krótkie wakacje. Po szwedzku nie mówiłam wtedy wcale, a mój angielski dopiero wkraczał na poziom, który umożliwiał dogadanie się. Jednak z pomocą rodziny, która mieszka w tym kraju - dałam radę.
W Szwecji robiłam dosłownie wszystko – od sprzątania, do prac polowych. Czasami naprawdę było ciężko. Pobudka o 5 rano, od 7 do 14 praca w polu. Potem dwie godziny przerwy obiadowej i  powrót na pole do 20. Ale wiecie co? Mam wrażenie, że gdy miałam tak wypełniony dzień robiłam o wiele więcej, niż podczas dni wolnych. Po powrocie z pracy i wzięciu prysznica miałam czas, żeby wraz z moimi kuzynami pojechać na pizze, ale zrobić fajną kolację w domu, potem obejrzeć film, albo po prostu korzystać z długich letnich i bardzo jasnych szwedzkich nocy. Muszę też przyznać, że z tych dwóch miesięcy spędzonych za granicą, przepracowałam jakieś półtorej. Pozostały czas spędziłam na zwiedzaniu, imprezowaniu, czy zakupach. W końcu były to moje wakacje. Poza tym miałam też okazje do przepłynięcia się promem, z której ochoczo skorzystałam, ponieważ wcześniej do Szwecji leciałam samolotem. 12 godzin (o ile dobrze pamiętam) spędzonych na promie, ani trochę się nie dłużyło. Morze było akurat bardzo spokojne, więc mogłam w spokoju korzystać, ze wszystkich atrakcji, takich jak restauracja, konsole do gier, czy po prostu buszować po sklepach.

Co po maturze?
W zasadzie to jeszcze przed maturami, bo dokładnie w długi majowy weekend rozpoczęłam pracę w przychodni jako rejestratorka. Jeszcze w moim rodzinnym mieście, część dyżurów miałam w placówce, która nazywała się „Nocna i świąteczna opieka medyczna.” Potem doszło mi jeszcze zastępstwo w tradycyjnej przychodni. W pracy tej spędziłam 3 miesiące (chciałam mieć chociaż miesiąc wakacji przed studiami). Była to dość odpowiedzialna praca, szczególnie dla osoby bez żadnego przygotowania. Ze smutkiem z tamtego czasu wspominam starsze panie, które do przychodni przychodziły nie dlatego, że były chore, a tylko po to, żeby móc z kimś porozmawiać. Niektóre przynosiły nawet kanapki i spędzały tam cały dzień. Siedziały w poczekalni i gdy tylko widziały, że ja, bądź ktoś z pracowników, ma wolną chwilę od razu zagadywały. Nie były uciążliwe, a jedynie bardzo samotne. Oczywiście zdarzali się też piekielni pacjenci, ale tutaj muszę pochwalić większość lekarzy, z którymi współpracowałam. Mi jako młodej i niedoświadczonej dziewczynie, brakło momentami asertywności i pewności siebie. W takich przypadkach lekarze często mnie ratowali – spokojnie acz stanowczo tłumacząc takim pacjentom, że niestety świat nie kręci się wokół nich.

A na studiach?
Pierwszą pracą jako podjęłam w Gdańsku była sprzedaż butów w sklepie sportowym. O tej pracy nie mogę napisać zbyt wiele, ponieważ byłam tam tylko miesiąc na zastępstwo. Poza kilkoma wyjątkami typu roszczeniowi klienci w stylu „podaj mi to i to,” pracę w wspominam dobrze. Potem po krótkiej przerwie w pracowaniu, za namową pracującej tam koleżanki, rozpoczęłam pracę w kinie. Wiem, że jest to popularna praca wśród wielu studentów.  Ale szczerze? Mi nie podobało się tam nic. Od kierownictwa, które wytykało każdy najmniejszy błąd (pokazywania na nagraniu z kamer, że tym i w tym momencie nalałam o 2 milimetry coli za dużo do kubka), do klientów, którzy zostawiali okropny bałagan na salach kinowych. Zdarzyło się nawet, że widzowie odpalali papierosy podczas seansu. I byli wielce oburzeni, że przerywamy im oglądanie… Potem gdy elastyczny grafik przestał być już taki elastyczny, odeszłam z kina. I to bez żalu.


Praca na słuchawce – czy to takie straszne?
Na ostatnim roku studiów pracowałam na tak zwanej słuchawce. Nigdy nie podjęłabym się pracy w telemarketingu, bo naprawdę nie chciałabym ludziom „wciskać” różnorakich produktów, ale wybrałam zbliżoną system działania pracę w pracowni badań społecznych. Czyli byłam ankieterką telefoniczna. Praca sama w sobie nie była zła. Grafik był naprawdę elastyczny, w zasadzie tylko i wyłącznie ja decydowałam kiedy będę pracować. W dodatku były całkiem fajne premie, za wysoką efektywność, bądź pracę w sobotę. Ale praca ta była bardzo męcząca psychicznie. Po całym dniu zadawania tych samych pytań i słuchania naprawdę różnych ludzi, często podenerwowanych (ja wiem jak takie telefony potrafią być uciążliwe) wracałam do domu wykończona. Potem sama zaczęłam pracować w domu, ale to w połączeniu z elastycznym grafikiem, brakiem przekonania do sensu wykonywanej pracy (przez idiotycznie skonstruowane ankiety) był gwóźdź do trumny.  Poza tym jak dziś pamiętam dzień, gdy jeszcze pracowałam w biurze i jeden z rozmówców bardzo na mnie nakrzyczał i kazał mi „znaleźć mi normalną pracę i nie zawracać głowy porządnym ludziom.” Rozmowę zakończyłam ze spokojem i choć takie rzeczy nigdy mnie ruszały, a w pracy zachowywałam zimną krew, to ten jeden raz po powrocie do domu zwyczajnie się popłakałam. Wytrzymałam tam pół roku i uważam, ze było to o tyle fajne doświadczenie, że nabrałam dużej wprawy, jeśli chodzi o rozmowy telefoniczne. Teraz załatwienie żadnej sprawy przez telefon nie przyprawia mnie o gęsią skórkę, jak bywało kiedyś.

W między czasie pisałam też jakieś niewielkie teksty dla różnych portali (ale raczej nieodpłatnie), a nawet zakręciłam się przy sezonowym sortowaniu listów i paczek na poczcie. A obecnie pracuję w zupełnie innym miejscu, ale o tym nie mogę pisać zbyt wiele. Poza tym jest całkiem świeża sprawa więc nie ma sensu tego poruszać na blogu. Planuję opisać jeszcze moje przygody związane z poszukiwaniem obecnej pracy. Dajcie znać jak wyglądały Wasze pierwsze zawodowe doświadczenia.




Komentarze