Kilka dni
temu odebrałam dyplom uczelni wyższej nadający mi tytuł licencjata. Gdy kilka
lat temu wyobrażałam sobie ten moment, myślałam, że to będzie przełomowa
chwila, która wszystko zmieni. Wyobrażałam sobie, że będę miała gotową drogę do
sukcesu, bo przecież pracodawcy będą się wręcz do domagać, żebym u nich
pracowała. A ja tylko wybiorę firmę, w której zarobki będą największe. Poza tym
oczywiście, byłam przekonana, że będę rozwijać się dalej studiach magisterskich
z wybranego wcześniej kierunku. Generalnie, wyobrażałam sobie, że gdy się
obronię z nieba spadnie konfetti, a po świecie będą biegały różowe jednorożce.
I wiecie co? Wcale tak nie jest. Ale absolutnie nie jestem rozczarowana.
Radość po obronie pracy licencjackiej przeszła już w zapomnienie. Czas podsumuować, to co wydarzyło się do tej pory i ruszyć dalej. Praktycznie
wszystko poszło inaczej, niż wyobrażałam to sobie przed studiami. Co
najważniejsze, wyzbyłam się myślenia, że moje życie zmieni się samo i zaczęłam
zmieniać je tak, żebym mogła powiedzieć JESTEM ZADOWOLONA.
Zaczynam całkiem nowe studia.
To
dopiero przede mną, ale mogę już napisać, że czeka mnie dość duża przebudowa
życiowa, ponieważ na drugim stopniu studiów nie będę studiować tego, co
wybrałam na licencjacie. Studia, które wcześniej wybrałam dość znacznie
rozminęły się z moimi oczekiwani. I choć dwa kierunki, na które się rekrutuje
(ciągle się waham, który wybrać), są nawet na tym samym wydziale, co
poprzedni, to zmiana jest znaczna. Uważam, że nie warto tkwić w miejscu, które
nam nie pasuje. Poza tym postanowiłam sobie: koniec z nudnymi studiami, dla
"ważnego" papierka. Koniec z nauką rzeczy, które totalnie mnie nie
interesują. Pozwoliłam sobie wmówić, że "perspektywiczny" kierunek
będzie lepszy, niż coś o czym chciałbym się uczyć. A to wcale nie jest prawda.
Obroniłam się na pięć, ale teraz czas zmiany. Dlatego studia magisterskie będą
przede wszystkim dla mnie.
Za inspiracje do tej decyzji dziękuję mojej imienniczce z bloga martapisze.pl - która podjęła się jeszcze bardziej radykalnej zmiany kierunku.
Za inspiracje do tej decyzji dziękuję mojej imienniczce z bloga martapisze.pl - która podjęła się jeszcze bardziej radykalnej zmiany kierunku.
Ponadto
będą to studia zaoczne, mimo że wcześniej studiowałam dziennie. I chociaż boję
się trochę jak połączę to z pracą w pełnym wymiarze godzin (kiedy ja
odpocznę?), to już nie mogę doczekać się nowych studiów.
Nie mam pracy w zawodzie. Ale czy to źle?
Jeszcze
na miesiąc przed obroną szukałam pracy związanej kierunkiem studiów,
który studiowałam. Byłam nawet na kilku rozmowach kwalifikacyjnych. Niestety
moje doświadczenie w sprzątaniu sal kinowych, czy przeprowadzaniu ankiet
telefonicznych, okazało się niewystarczające, a same studia to niestety za
mało. Szczególnie jeśli sama nie byłam przekonana do takiej pracy. Skoro studia
były męczące, to jak praca może być ciekawa. Dlatego też zaczęłam wysyłać CV na
inne stanowiska. Miałam tylko z tyłu głowy, żeby jednak szukać pracy, która
będzie trochę bardziej wymagająca, niż to co robiłam do tej pory. I teraz mam
prace, w której przydaje się wyższe wykształcenie, jestem doceniana, a ja sama
czuję się odpowiednio zmotywowana. Wcale nie przeszkadza mi, że dużo informacji
na początku musiałam przyswoić sama i nadrobić wszystko to, co wiedzą i
potrafią ludzie, którzy studiowali bardziej adekwatne kierunki. Oczywiście
nadal jestem trochę " w tyle" i odbija się to przede wszystkim na
mojej pensji (plus sporo czasu spędzam na szkoleniach), ale wiem, że to etap
przejściowy. Czuję, że to była dobra decyzja, bo ta praca naprawdę mi się
podoba.
Czas weryfikowania znajomości.
W
zasadzie chwilę po obronie, gdy już było wiadomo, że raczej nie będzie okazji,
żeby spotkać się ponownie w tym samym gronie, ludzie z mojego roku rozpierzchli
się w swoich kierunkach. Odkleili z twarzy z uśmiech, który był potrzeby, gdy prosili
o notatki. I tak był dla mnie trzecie wydarzenie, po którym przyszło mi
weryfikować niektóre znajomości. Pierwsze to wyprowadzka z rodzinnego miasta i
przyjeździe do Gdańska. Drugie, gdy rok temu wyprowadzałam się z akademika. To
zawsze jest trochę przykre, gdy dowiadujesz, że się, że ktoś kontaktował się z
Tobą, bo musiał. A gdy ten przymus ustał ma Cię gdzieś, nawet jeśli Ty się
starasz. Ale przynajmniej wiem teraz na kogo mogę liczyć i jestem wdzięczna, że
mam takie grono przy sobie.
Jeśli
chodzi o studia, to mój kierunek był bardzo słabo zintegrowany i ludzie prawie
w ogóle nie spotykali się w większych grupach po zajęciach. Utworzyły się małe,
hermetyczne grupki, które niechętnie rozmawiały z innymi grupkami. Powiedzcie
mi proszę, że to nie znak czasów i na Waszych studiach wygląda to lepiej!
Mój
pierwszy post na bloga i to w dodatku pisany w przełomowym momencie mojego
życia. Mam też pełno pomysłów na następne teksty. Jeśli chcielibyście
przeczytać o moich poszukiwaniach pracy (i żenującej sytuacji, która
przytrafiła mi się na jednej z rozmów kwalifikacyjnych), o życiu w akademiku i
co zmieniło się po przeprowadzce na stancję (ku niezadowoleniu rodziców z
chłopakiem), bądź o tym, jak dziewczyna z małej mazurskiej wioski radzi sobie w
Gdańsku, dajcie znać!
Jestem bardzo ciekawa, co takiego studiowalas i dlaczego zdecydowalas sie isc na kolejny kierunek studiow, zamiast pozostac tylko przy pracy i podejmowac sie dalszych szkolen, ktore rozwinelyby twoja kariere. Co jest twoja motywacja do tego, zeby tyle pracowac (zarowno w pracy jak i na uczelni)?
OdpowiedzUsuńBardzo chciałam kontynuować naukę i mieć stopień magistra. Studiowałam kierunek związany z prawem podatkowym, a teraz idę na kryminologię. Cóż, jeśli chodzi o motywację, to chciałabym mieć po prostu dobre życie - tyle i aż tyle. Nie pracuje też przesadnie dużo. Łączę po prostu pracę ze studiami. Pozdrawiam!
Usuń